Szkolenia firmowe - moje odczucia
Sprawiamy się, iż coraz tysiące pracobiorców przystępuje się do narodowej bieganin tudzież puchnie osobowość rękodzielnicza urlopowiczów, skoro srodze fetujemy na turystyczną edukację. Ogrom ścinki było w tatrzańskich równinach także przy tropie do Okrętowego Spojrzenia - zastaw dokąd pilnuje mocno wędrowców. Wszechwładna powiedzieć, że im wznioślejsze korporacje pryzm niniejszym, trampowie wydatnie rozsądni natomiast nie dają na rzeczonych kursach odpadów Wyjazdy organizator - Karpacz. Zwariowała, czy co, wyjazdy team building. Tak kartofle na ogniu zostawić. Ejże, niech ta baba wróci do domu, bo sfajczy całą chałupę. Dość, że spojrzałam. Od przedpokoju do pokoju snuły się po suficie wyraźne smugi dymu. W tym momencie mój umysł w całości sformułował następny pogląd:, szkolenia motywacyjne.Rany boskie, to nie ona gotuje kartofle, tylko ja fasolę. , wyjazdy team building. Wyrzucić, niestety, należało potem wszystko, garnek razem z zawartością. Jeszcze trochę tego mi zostało. Została ostatnia resztka. W pamięci miałam stary czajnik, spalony około piętnastu razy, za ostatnim przez mojego młodszego syna, który zamierzał zrobić sobie herbatę i czytał w kuchni książkę, twarzą zwrócony do owego czajnika. Udało mi się zjeść fasolę, której dolne ziarna zaledwie zaczęły przywierać. Rzecz oczywista, suchą należy przedtem moczyć przez co najmniej 12 godzin. Jedna z moich przyjaciółek natomiast rozgotowała tę fasolę doszczętnie, nie specjalnie, tylko przez zapomnienie, odlała jak się dało i przetarła przez durszlak. Wymieszała to z majerankiem, polała słoninką ze skwarkami i okazało się, że wynalazła doskonałą potrawę, nadającą się do wszystkiego.O, frytki, to zupełnie co innego. .W politykę nie będę się wdawać za żadne skarby świata, pozwolę sobie tylko przypomnieć co poniektórym taką jedną kronikę filmową. Jeśli zaś jeszcze żyją, na moje oko za nic się nie przyznają, że coś podobnego istniało. Otóż na tej kronice zaprezentowano, jak nam dobrze. Dajmy sobie spokój z euforią na tle margaryny, eksplodującą na ekranach telewizorów zgoła co chwila, owszem, owszem, sama własne dzieci przez dwadzieścia lat karmiłam margaryną, na złe im nie wyszło, z nędzy doszłam do stanu, w którym zapomniałam, że istnieje masło, ale przy okazji objawiła nam się potrawa. I gdyby nie to, że nie mam czasu kroić kartofli na plasterki, a możliwe, że tak obrzydliwa margaryna, jak ówczesna, już nie istnieje, dziś jeszcze z zachwytem bym to zjadła. FRYTKI NA MARGARYNIE.Surowe kartofle, obrane rzecz jasna, kroi się na cienkie plasterki.Wyjazdy współpraca
Dwa do trzech milimetrów. Smaży wszystko na złoty kolor, przywierają te płatki do siebie, nie szkodzi, można próbować, miękną, robią się jadalne. Do tego niezbędna jest miska zielonej sałaty, doprawionej śmietaną z cukrem, solą i pieprzem. Wszystko do smaku, szkolenia z budowania zespołów. I powiem od razu. Ohyda. Ma w sobie coś takiego, co temu wszystkiemu daje smak i robi potrawę wręcz intrygującą. Z sałatą koniecznie.FLAKÓW nie będę się czepiać, ponieważ też ich nigdy w życiu sama nie gotowałam. Świadkiem przyrządzania bywałam wielokrotnie, pochodząc z przyzwoitej, przedwojennej rodziny, wyjazdy z budowania zespołów. Pracującej zawodowo pani domu z serca radzę nabyć je w sklepie.Mnie osobiście flaki dostarczyły przeżycia upojnego. Polubiłam je z wiekiem i kiedyś w Radomiu, głodna bardzo, zdecydowałam się je spożyć. Fakt, że była to jakaś uroczystość kulturalna, że podpisywałam książki, nie ma żadnego znaczenia. Przełknąć ten żywy ogień, potrzymać dłużej, niszcząc sobie całą jamę ustną, przełykać po odrobinie.
Imprezy team building
Miało to temperaturę około 200 stopni, gry z budowania zespołów. No i zgadłam świetnie. Przełknęłam te flaki, gdzieś tam, marginesowo, zastanawiając się, po jaką cholerę mnie dobrze wychowali, po czym przez dwa tygodnie miałam rzetelnie sparzony przewód pokarmowy. Ach, jak doskonale zrozumiałam króla Midasa. Wszystkie mają ścisły związek z kuchnią, ale zupełnie nie wiem, jaki rodzaj potrawy powinny reprezentować i pod jaką literą je umieścić.Dokładnie ta sama moja przyjaciółka, która nadziała się na dziewczynę, golącą kurę żyletką, musiała mieć ślepy fart, bo rychło potem trafiła na kolejną przyjaciółkę, która, płacząc rzewnymi łzami, skubała pęsetką zająca. DDT była to trucizna na pluskwy i karaluchy, produkt dziś już nie znany, biały proszek, który dostaliśmy po wojnie w ramach pomocy z UNRRY. Jako mąka nie zdawał egzaminu i przyjaciółka zdenerwowała się okropnie, nie pojmując przyczyn, dla których ciasto jej nie chce wyjść, a woni nie poczuła, ponieważ akurat miała potężny katar.). Mój kumpel, ciężko zaziębiony, udał się z wizytą do przyjaciela, który zaproponował mu w celach leczniczych porterówkę. . Była to bowiem politura do mebli. Butelka z porterówką, identyczna, stała tuż obok. Też nie poczuła woni, ponieważ miała katar. Wywęszyłam pomyłkę ja, wróciwszy ze szkoły, po czym okazało się, że znów dwie butelki, ta z pokostem i ta z olejem jadalnym, stały blisko siebie. Duże zamieszanie jeszcze trwało. Ugotowali tę zupę i zjedli, nie bardzo im smakowała, po czym przyszedł spóźniony list od amerykańskiej rodziny, że przysłali im w urnie prochy dziadka, który właśnie umarł i chciał zostać pochowany w ojczystym kraju. Historia ta krążyła później w postaci anegdoty, ale nic podobnego, nie była to żadna anegdota, tylko sama święta prawda.
Wyjazdy integracyjne
Całkiem bez kataru natomiast, dwie obce sobie dziewczyny, każda we własnym zakresie, wywinęły prawie jednakowy numer. Obie uczyniły to samo, z tym, że jedna złapała się za kaszę, a druga za ryż. Obie wróciły z pracy i obie doznały straszliwego rozczarowania, znalazłszy kaszę i ryż w pierwotnym stanie, nawet odrobinę nie podgrzane, szkolenia integracyjne. Oburzenie na idiotyczny przepis również zaprezentowały identyczne. Rezultat pozostał nie znany, czajniczek bowiem pękł i miksturę diabli wzięli.Moja rodzona ciotka leżała chora i wuj, jej mąż, miał zalecone zaparzyć dla niej ziółka. Wyjaśniła mu porządnie, jak się to robi, wysłuchał z uwagą, po czym znikł w kuchni na strasznie długo. Nie wracał i nie wracał, aż wreszcie przyszedł do sypialni i suchym głosem rzekł:.— Sześć szklanek już pękło. Czy mam zaparzać dalej. . Była to rzeczywiście mieszanina owocowo-warzywna, przygotowana przez żonę jako maseczka kosmetyczna.Jedna moja znajoma produkowała kosmetyki na eksport do ówczesnego Związku Radzieckiego, w tym znakomity krem do rąk. W misce została ledwo jedna czwarta, resztę pożarł.Była to rzeczywiście mieszanina owocowo-warzywna, przygotowana przez żonę jako maseczka kosmetyczna.Zdarzyło się, że mój własny ojciec został w domu sam, z psem. Należało mu ugotować makaron. O tym, że suche produkty trzeba moczyć przed gotowaniem, ojciec mniej więcej wiedział. Namoczył zatem ten makaron na 24 godziny i potem ugotował, wyjazdy team building.
Szkolenia team building
Skoro już jestem przy ojcu, na scenę wkracza GROCH.O przepisach nie ma tu co mówić, ponieważ jedyny groch, jaki w życiu gotowałam, to ten niezbędny do sałatki mięsno-jarzynowej, a i to nie wiem, czy zdarzyło mi się to więcej niż dwa razy. Rosła, potężniała, do niczego nie była podobna i robiła się coraz obrzydliwsza. Podejrzenie padło na sąsiadkę, rozsławioną już plackami kartoflanymi na pokoście, też została obwąchana, nic. Klucz od piwnicy leżał w kącie holu wejściowego, na maleńkiej półeczce nad kaloryferem. W środku znajdował się ugotowany przez ojca groch na ryby. Sporządził przynętę ukradkiem przed dwoma tygodniami, a potem zapomniał o niej do tego stopnia, że nawet ten przeraźliwy smród nie wywołał w nim żadnego skojarzenia. Dzięki temu jednakże wiem dokładnie, jak śmierdzi gotowany groch, pozostawiony odłogiem w przyjemnym, ciepłym miejscu. Wydarzenie opisałam już w „Autobiografii”, ale powtórzę, bo z pożywieniem wiąże się ściśle. Konwersacja nic mu nie dała, bo on nie mówił po polsku, a ona po niemiecku, każde operowało językiem własnym, rozejrzał się zatem dookoła, chwycił dość duży garnek i wybiegł. Służąca natychmiast popędziła do mojej matki z donosem:.— Proszę pani, szkop tu przyleciał i ukradł nam garnek. Niesłusznie, bo nazajutrz tenże sam Niemiec znów przyleciał i zwrócił nam garnek, wypełniony świeżą, gorącą grochówką.
11.07.2018. 00:02